piątek, 23 listopada 2012

Twelfth


Piosenka do rozdziału: <klik>
Katherine spojrzała na koszulkę którą naszykował jej Justin. Była cała fioletowa i ledwo zakrywała jej pośladki. Krótszej pewnie nie znalazł- pomyślała. Spojrzała w lustro, które znajdowało się w wielkiej łazience. Zobaczyła drobną blondynkę, z lekkim strachem w oczach. Była szczęśliwa, nawet bardzo szczęśliwa ale jej obawy nie pozwalały jej się cieszyć tym szczęściem. Ciągle przychodziły jej do głowy różne wizję zdarzeń które mogą to wszystko popsuć, zniszczyć całe ich szczęście. Westchnęła i nałożyła na siebie koszulkę Justina. Chciała odpędzić od siebie te wszystkie myśli ale one wciąż uciążliwie ją nawiedzały. 
Wyszła z łazienki do pokoju Justina i spojrzała na chłopaka który widząc ją zagryzł dolną wargę. 
-Wyglądasz cudownie.- powiedział chrapliwym głosem.
-Tylko się tak nie napalaj.- rzuciła mu rozbawione spojrzenie i rzuciła w niego przemoczoną koszulką.
-Za późno.- odparł Justin przyciągając do siebie dziewczynę. Ta straciła równowagę i wylądowała u niego na kolanach. 
-Zawieziesz mnie do domu?- zapytała Katherine. Narastające ją uczucie niepewności narastało z każdą sekundą. 
-Już?- chłopak spojrzał na nią niepewnie.- Coś się stało?
-Nie, ja po prostu... Jestem zmęczona.- wyjąkała zmieszana. Nie lubiła go okłamywać. 
-W takim razie dobrze, poczekaj chwilę.- powiedziawszy to Justin delikatnie zdjął dziewczynę ze swoich kolan i podszedł do szafki szukając kluczyków. Kiedy w końcu je znalazł, objął dziewczynę w pasie i wyszli z mieszkania.  W czasie jazdy prawie się do siebie nie odzywali, kiedy podjechali pod dom dziewczyny ona bąknęła krótkie ,,Cześć". 
Kiedy w końcu znalazła się w domu przypomniała sobie o jej mamie której nic nie powiedziała o tym, że będzie nocować u Justina. 
-Katherine? To ty?- zawołała jej mama. Pobiegła w stronę kuchni skąd dochodziło wołanie.
-Tak, mamo. Proszę nie zabijaj mnie, ja tylko byłam u Justina, a potem... zasnęłam. A kiedy się obudziłam było już późno więc nie opłacało mi się iść do szkoły, no i straciłam poczucie czasu dlatego tak długo mnie nie było.- zaczęła chaotycznie opowiadać.
-Dobrze, uspokój się. Wcale cię nie winię i rozumiem.- powiedziała, a Katherine ulżyło. - Ale widzę, że coś jest nie tak. Zdarzyło się coś?
-Wiesz... ja muszę sama o tym pomyśleć. Chyba pójdę na górę.- nie dała odpowiedzieć swojej mamie, bo ruszyła schodami na górę. Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na swoje łóżko. Jedna łza spłynęła po jej policzku, potem pojawiły się kolejne. Jeszcze przed chwilą była taka szczęśliwa, a teraz siedziała sama i płakała. 
Wyciągnęła swój pamiętnik i zaczęła pisać.

Są to strome schody do nieba, wąskie i bez oparcia. Możesz iść prosto w górę, nie oglądając się za siebie. Kiedy utracisz równowagę, zranisz się boleśnie lecąc w dół. I zaczynasz wędrować od nowa, jeżeli masz jeszcze siły. Nie możesz się zatrzymać - nie da się żyć ani ustać na żadnej krawędzi, trzeba kroczyć lub spadać .I tak do końca życia.
Nie chcę tak żyć. Wmawiam sobie, że uda mi się, że dam radę ale to nie prawda. Nie chcę się zadręczać, nie chcę myśleć co się stanie, nie chcę wymyślać najczarniejszych scenariuszy. Okłamywałam się. Usiłuję uciec od prawdy, a prawda jest taka, że się boję.  Cholernie się boje, że to uczucie nie przerwa, że runie, a razem z nim runie cały mój świat który niedawno na nowo zbudowałam. Nie mogę być z nim. Sama nie wiem czemu to napisałam. Przecież to niedorzeczne! Ja go kocham... Nie mogę bez niego żyć. To dlaczego nachodzą mnie takie myśli? Jestem pewna swojego uczucia. Nie jestem pewna jego uczucia. Już raz mnie zranił, może to zrobić i drugi raz. 
On jest jak... marzenie. Taki nierzeczywisty. Nie chcę marzyć, bo wiem, że w końcu nadejdzie moment, kiedy ktoś szturchnie mnie, a ja wrócę do szarej rzeczywistości. I po raz kolejny będę musiała zmierzyć się z problemami, uświadamiając sobie, że marzenia się nie spełniają. Pozwalają oderwać się od wszystkiego co nie idzie po naszej myśli. Pozwalają nam na przeniesienie się w lepszy świat z którego prędzej czy później i tak musimy wrócić. nigdy nie uda nam się urzeczywistnić wyobraźni, ani oszukać podświadomości. 
Nie wiem co mam robić. Jedyne czego chce to zaszyć się tutaj i czekać na rozwój wydarzeń. 

Zamknęła dziennik i rzuciła go w kąt. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i położyła głowę na poduszce, powoli zamykając oczy. Powoli, zmęczona tym dniem zasypiała i nawet nie zauważyła kiedy jej umysł przeniósł się w spokojne rejony snu. 
Katherine została obudzona z lekkiego snu, przez natarczywy dzwonek do drzwi. Nie miała ochoty wstawać z łóżka więc pomyślała, że jeżeli zaczeka ten ktoś odejdzie. Jednak nie odszedł, więc Katherine niechętnie ruszyła otworzyć drzwi. Kiedy je otworzyła zobaczyła Justina,  który patrzał na nią niepewnie.
-Hey, czemu nie odbierałaś telefonów?- mówiąc to chłopak pocałował ją delikatnie w policzek. 
-Rozładował mi się telefon. Justin... musimy porozmawiać.- odpowiedziała Katherine wychodząc na zewnątrz. Podeszła do drewnianej balustrady werdany. Kiedy była mała uparła się aby taką zbudowali przed wejściem. Oparła się o nią rękami i wpatrywała w bezchmurne granatowe niebo. Było już ciemno, na niebie jarzyły się pojedyncze gwiazdy. 
-Co się dzieje?- podszedł do niej, a jego ciepły oddech muskał jej szyje. 
Gwałtownie się do niego odwróciła i powiedziała patrząc mu w oczy:
-Justin... my nie możemy być razem. Kocham cię... kocham cię najbardziej na świecie ale proszę zrozum, że ja tak nie potrafię... Nie potrafię być z tobą, boje się... boje się wszystkiego co może się zdarzyć, co może nas zniszczyć... Proszę wybacz mi, ja po prostu nie mogę. 
-Rozumiem.- jego oczy przeszył wielki smutek.- Ale pamiętaj, że i tak cię kocham.
Pocałował ją w czoło, potem w oba policzki, wreszcie w usta. A potem odszedł, a Katherine stała jeszcze długo przed drzwiami i łkała cicho. 
-------------------------------------------------------
No wiecie co? Już was pochwaliłam z komentarzami, a tu takie rozczarowanie... No ale mam nadzieje, że tu się poprawicie. Podobał się rozdział? Ja nie jestem zadowolona no ale ocenę zostawiam wam. Mówiłam, że coś zamieszam więc to zrobiłam. Mam nadzieje, że wybaczycie. Do następnej i naprawdę liczę na dużo komentarzy. 

piątek, 9 listopada 2012

Eleventh

Piosenka do rozdziału: <klik>
Był piękny poranek. Mimo wczesnej godziny słońce uśmiechało się serdecznym blaskiem, a ptaki lirycznym świergotem witały nowy dzień. Poza tym było cicho. Błogi spokój zdawał się obejmować nie tylko cały pokój, ale też dom, osiedle, a wręcz całe miasto. Przyjemna i uspokajająca cisza w otoczce promieni słonecznych i muzyki natury zdawała się przenikać cały świat. Nic nie wskazywało na to, by gdzieś coś mogło być inaczej – mniej pięknie niż tu i teraz, właśnie w tym momencie.
Obudziła się idealnie w środku tego cudownego zjawiska, jakim był owy poranek. Otworzyła oczy by móc spojrzeć na ten piękny świat. Jej uszy zachłannie wyłapywały płynące z zewnątrz dźwięki. Przez ciało przepływał pobudzający oddech świeżego powietrza, a do serca wręcz wdzierał się wszechobecny spokój...
Czuła za sobą ciepło, które z powodu chłodu i rześkości poranka potęgowało uczucie rozkoszy. Zanurzona w świeżą pościel, wtulona w miękką poduszkę z uległością małego dziecka oddawała się dreszczykom przechodzącym całe jej ciało na uczucie gorącego oddechu na szyji. Cieszyła się, bo wiedziała, że to nie sen. Wiedziała, że gdy się odwróci zobaczy Go. Jego zaspaną twarz, jego piękne, męskie ciało. I wtedy przytuliła się do niego, by całą sobą chłonąć jego ciepło, a on budząc się złożył słodki pocałunek na jej czole i objął ją mocno silnym ramieniem, tak, że poczuła się bardzo malutka i bardzo bezpieczna.
-Dzień dobry kochanie.- powiedział Justin słodko do jej ucha. 
-Dzień dobry.- wyszeptała, przeciągając się. Nagle znieruchomiała, patrząc na godzinę na zegarku.
-Zaraz! Justin jest 10:00, przecież mamy szkołę! Kurwa, zaspałam.- w pośpiechu wyszła z łóżka. Justin wziął jej rękę i pociągnął z powrotem na poduszkę obok siebie. 
-Dzisiaj możemy sobie odpuścić. Jak chcesz napiszę ci usprawiedliwienie.- powiedział gładząc ją po policzku.
-Może masz rację... Już się chyba nie opłaca.- przeczesała włosy na jego głowie.
Zaśmiała się pod nosem.
-Z czego się śmiejesz?- udał oburzonego.
-Nie no Bieber, co jak co ale rano masz piękną fryzurę. Mogę zrobić zdjęcie?- śmiała się jeszcze bardziej.
-O ty! Żeby śmiać się z porządnego człowieka!
Jej długie włosy musnęły twarz chłopaka, kiedy się nad nim pochyliła. Zaśmiał się. Zrzucił ją z siebie, przewracając na plecy i zaczął łaskotać. Zwinęła się w kłębek, śmiejąc niepohamowanie. 
-Przestań – wydusiła z siebie, walcząc z nadpływającymi salwami śmiechu.
- Tak? – zapytał – a co będę z tego miał?
-Zrobię, co zechcesz, tylko już przestań – udało jej się z trudem powiedzieć.
-A więc co mam zrobić?- zapytała kiedy już przestał.
-Bądź moja. Zawszę.
Dziewczyna poczuła motyle w brzuchu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Pocałowała go delikatnie. Zamruczał cicho i odwzajemnił pocałunek. 
-Więc co będziemy robić? Nie chce mi się jeszcze spać.- westchnęła siadając na łóżku.
-Prawdę mówiąc, nie wiem – powiedział siadając obok niej.- A w ogóle widziałaś już mój dom?
-Justin, ja nawet Twojego pokoju nie oglądałam.- stwierdziła po czym rozejrzała się po pokoju. Wstała i zaczęła obchodzić poszczególne meble.  Panował tu mały bałagan. Na półkach leżały stosy płyt różnych wykonawców. Obok jego komody, koło łóżka, leżała gitara . Na wprost łóżka znajdował się wielki telewizor plazmowy, a na półkach wyżej niego znajdowały się różne nagrody. Dziewczyna zgadywała, że to tylko część jego osiągnięć. Stąpała po miękkim, biały dywanie, rozciągniętym po prawie całej, czarnej podłodze. Na ścianach znajdowały się liczne złote płyty. Koło białych drzwi znajdowała się rozsuwana szafa, ale dziewczyna wiedziała, że Justin ma zamiłowanie do różnego rodzaju butów. Potrafił spędzać godziny w sklepach z nimi. Wolała tam nie wchodzić, ponieważ przerażała ją myśl ile butów może tam być. 
Dziewczyna wróciła do łóżka, gdzie Justin przyglądał jej się z rozbawieniem.
-Moje kochanie jest głodne?- zapytał całując ją w policzek. 
-Nawet bardzo, ale wiesz... wydaje mi się, że nie jesteś zbyt dobrym kucharzem.- zaśmiała się pod nosem.
-Ja nie jestem dobrym kucharzem?! Zaraz się przekonamy.

Okazało się, że Justin naprawdę potrafi gotować i ku zaskoczeniu Katherine śniadanie, które jej zaserwował było pyszne. Przedpołudnie spędzili miło, rozmawiając o sobie, poznając się na nowo. Dziewczyna zwiedziła wszystkie zakamarki domu Justina, który okazał się być bardzo nowoczesny ale też elegancki. W domu znajdowały się pomieszczenia tradycyjne takie jak kuchnia, salon, różne sypialnie. Znajdowały się też tu pomieszczenia na które nie każdy człowiek mógł sobie pozwolić czyli kręgielnia, malutkie kino a także prywatne studio nagraniowe. Justin pokazał dziewczynie nad czym pracuje, a ona jak zafascynowana patrzyła na niego kiedy kołysał się w takt muzyki. Widziała, że on tym żyje, to nieodłączna część jego duszy, nie może żyć bez muzyki. 
Po południu zrobiło się bardzo upalnie, więc wręcz nie mogli wytrzymać w domu. Katherine postanowiła skorzystać z pięknej pogody i opalać się przez domem Justina na jednym z leżaków. Nie miała przy sobie stroju, (na szczęście była w krótkich szortach) więc lekko podwinęła swoją bluzkę aby widać było brzuch i rozłożyła się wygodnie na jednym z leżaków. Zamknęła oczy i pozwoliła aby promienie słońca muskały jej skórę. Parę minut później poczuła, że ktoś delikatnie całuje jej brzuch. Otworzyła oczy i zobaczyła uśmiechniętego Justina. 
-Dlaczego się nie rozebrałaś? Takie opalanie to do luftu.- spojrzał na dziewczynę rozbawiony.
-Tobie to już tylko jedno w głowie, prawda?- zapytała Katherine mrugając do niego.
Nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, ponieważ ona podeszła do krawędzi, kucnęła wielkiego basenu i zanurzyła rękę w ciepłej wodzie. Po chwili podszedł do niej Justin, a w jej głowie zawitała pewna myśl. Z całej siły popchnęła go do przodu lecz on w ostatniej sekundzie uczepił się jej ramienia, przez co wylądowali razem w wodzie. 
Dziewczyna wynurzyła się kilka sekund po Justinie, a kiedy to zrobiła zobaczyła, że on się śmieje. Spojrzała na niego wrogo i zaczęła chlapać wodą na wszystkie strony.
-Bieber! Jeszcze się śmiejesz!
On śmiał się dalej, ale pociągnął ją do siebie. Zbliżyła twarz do jego twarzy, usta do jego ust. Pocałował ją. Zachwycona, odwzajemniła pocałunek. Miał takie miękkie i ciepłe wargi. Wplótł palce w jej brązowe włosy. Położyła dłoń na jego nagim, wilgotnym torsie. Drugą ręką przesunęła po jego ramieniu. Przyciągnął ją do siebie mocnym, stanowczym gestem. Poczuła się cudownie w jego ramionach. 
-------------------------------------------------
Kolejny, cudownie słodki rozdział za nami. Wiem przesłodziłam go, ale ja po prostu nie mogłam się powstrzymać. Tak cudownie piszę mi się takie rozdziały....
No ale nie martwcie się w następnym rozdziale coś pomieszam. 
Podoba Wam się nowy wygląd bloga? Mówiłam, że coś zmienię. A u Was też się tak przecina? Bo to jest tylko kwestia komputera, u mnie na laptopie jest dobrze, a na zwykłym komputerze już nie. 
Dziękuje bardzo za komentarze i proszę o następne pod tym rozdziałem. 
Kocham Was!