czwartek, 24 stycznia 2013

Epilog

Piosenka do... epilogu: <klik>
Oplótł ją pajęczyną swoich ramion. Czuła się w końcu bezpieczna, jest przy niej. Tyle dni, tyle nocy mrocznych, a dziś same promienie słońca igrające na ich mokrych, nagich ciałach. Czuła jego delikatny dotyk, muśnięcia motyla – jego gorących warg, przenikające wszystkie jej lęki. Odwzajemniła jego zmysłowość by doświadczył jej bliskość, energię wypływająca z jej wnętrza, odczuł jej całą osobę, we wszystkich ukrytych jej zakątkach. Ich serca rozkołatały się w miłosnym rytmie, drżenie ogarnęło ich gwałtownie i z mocą. Oczekiwanie na lawinę rozkoszy, która wzbierała się w niej dopełniało się w całej pełni. A on falował jak dmuchawce na wietrze rozsyłające swoją cząstkę przy każdym podmuchu. Namiętność wypełniła ich żyły. Przytuleni do siebie tworzyli piękną całość, zlały się ich usta, dłonie, zapach, dusze...
****************************
I taka właśnie jest prawdziwa miłość. To nie bajkowe życie, które nie zna bólu, ale dwie złączone dusze, które łagodzą ból swoją bezwarunkową miłością.
-----------------------------------------
Płaczecie? Bo ja tak... Cholera, to koniec. Nie napiszę już nic na tego bloga. Nigdy.  Nie chcę sie z nimi żegnać. Z Katherine i Justinem, a co najważniejsze ich miłością. Szczerą i bezwarunkową. 
Jestem sobą rozczarowana. Miałam tyle planów na tego bloga, a zrealizowałam tylko kilka. Jestem na siebie cholernie zła, bo wiem, że znowu się poddałam. Ale niestety... jestem zmuszona. 
Moi kochani... ja wam cholernie dziękuje. Za każdy komentarz, za każdą opinię, nie ważne czy pozytywną czy negatywną. Każde napisane tu słowo dedykuję wam. Wszystkim. To co robię, jest dla was. Gdyby nie wy, nie byłoby mnie tutaj.  
Bloga nie usuwam. Będziecie mogli w każdej chwili wejść sobie tutaj i poczytać moje wypociny.
Dziękuje jeszcze raz i przepraszam, jeżeli kogoś zawiodłam, a pewnie ktoś taki się znajdzie. Każde słowo wsparcia było dla mnie ważne. 
Zawszę będę pamiętać o tej historii. Zawszę będzie w moim sercu, bo jest tak wyjątkowa. Przynajmniej dla mnie. 

Bye, bye ,,From Paris to LA". I will always love you. 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozczarowanie.

Wiecie nie chciałam nic mówić ale jestem na serio rozczarowana. Wami. Tak właśnie. Cztery komentarze?! Ja rozumiem te wasze argumenty, że powinnam pisać dla siebie, że komentarze nie są takie ważne ale do cholery ile można?! Ja nie wiem co sądzicie o tym co piszę, o tym czy mam coś poprawić, czy mam dla kogo pisać. Bo... tylko cztery osoby czytają? Czy tak mam to rozumieć? Bo równie dobrze mogę sobie to wszystko pisać w Wordzie i nie pokazywać nikomu. I to nie chodzi tylko o ten blog... ja nie wiem co się ostatnio dzieje, co robię źle. I naprawdę nie traktujcie tego jako  zażalenie, wyrzuty czy też błagania. Chce tylko abyście zdawali sobie sprawę z tego co czuje. A czuje się okropnie. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Fifteenth +18

Piosenka do rozdziału: <klik>
-A co jeżeli Twoi rodzice mnie nie polubią?- zapytał Justin zatrzymując się.
-To wtedy ja zamknę mojego ojca w piwnicy, a my uciekniemy na tropikalną wyspę.- prychnęłam i otworzyłam drzwi do mojego domu ciągnąc za sobą Justina. 
********************
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy kolację. Justin siedział bez ruchu i mocno trzymał moją rękę. Nie odzywał się, słuchał tylko mojej rozmowy z rodzicami i przyjaciółmi. Nałożyłam sobie jedzenie i zabrałam się za nie, czułam jak dłoń Justina puszcza moją i gładzi moje udo. Lekko gładził je opuszkami palców, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Poruszyłam się niespokojnie i strąciłam jego rękę. Moja mama to zauważyła i zapytała:
-Coś się stało skarbie?
Usłyszałam cichy chichot Justina.
Zabiję go.
-Nie, nic. Tylko... jakoś mi zimno się zrobiło.- odpowiedziałam skrępowana. Moja mama spojrzała na mnie podejrzliwie ale już nic się nie odezwała. Tym czasem ręka Justina znowu wylądowała na moim udzie. Próbowałam przestać o tym myśleć ale dotykał mnie w taki sposób... Nie mogłam dłużej wytrzymać.
-Ja... przepraszam muszę wyjść do łazienki.- powiedziałam po czym złapałam Justina i pociągnęłam go za sobą.- A ty pójdziesz ze mną. 
Ciągnęłam go za sobą po schodach, a kiedy wreszcie znaleźliśmy się na korytarzu. Popchnęłam go na najbliższą ścianę i zapytałam:
-Co ty robisz?
-A jak myślisz?- zapytał uśmiechając się szelmowsko. Przyciągnął mnie do siebie i mocno wpił się w moje usta. Zabrakło mi powietrza kiedy nasze języki toczyły wojnę. Teraz to ja byłam przyparta do ściany, a Justin napierał na mnie całym ciałem. Oderwałam się od niego i próbowałam się uwolnić, jednak znowu poczułam pocałunki. Poddałam się całkiem. Jego dłonie zacisnęły się na moich udach, a ja lekko ugryzłam jego dolną wargę. Syknął, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. Wykorzystałam tą chwile aby zebrać się w sobie i zaprotestować:
-Wypuść mnie. Musimy tam wrócić. 
-Nie mogę.- zaprotestował gładząc mnie po twarzy.
-Dlaczego?- spytałam.
-Bo cię pragnę.- powiedziawszy to znowu wsunął mi język w usta. Po chwili przestał mnie całować i dotknął mojej klatki piersiowej w miejscu gdzie znajduje się serce które w tej chwili biło mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
-A ty też tego chcesz.- szepnął mi do ucha.
Jego usta zaczęły całować mój obojczyk, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichego jęku. 
Jego usta dotknęły mojej gorącej skóry na szyi, a ja gwałtownie zaczerpnęłam powietrze. Przejechał językiem po miejscu, które właśnie pocałował, po czym otworzył usta i zaczął je ssać, doprowadzając mnie do jęku. Już tylko mogłam się modlić aby nikt na dole nas nie usłyszał. 
-Justin...- udało mi się powiedzieć.- Nie tutaj proszę. 
-Cokolwiek co sobie życzysz.- odparł, po czym pociągnął mnie na dół. Zrobiliśmy dużo hałasu więc wszyscy odwrócili się w naszą stronę.
-My niestety musimy już iść. Katherine boli głowa, musi odpocząć.- stwierdził, a ja po dłuższej chwili skinęłam głową. Pożegnaliśmy się z wszystkimi i wyszliśmy na zewnątrz. 
Całą drogę do jego domu jechaliśmy w milczeniu, w powietrzu unosiło się pożądanie. Kiedy w końcu znaleźliśmy się u niego w domu on wziął mnie na ręce i poszedł prosto do swojego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku. Przez chwilę przenosił spojrzenie z moich oczu na wargi. Położyłam mu dłoń na policzku. Pocałował ją delikatnie. Błądził ustami po mojej twarzy składając pocałunki. Poznawał moje rysy opuszkami, jak ślepiec. Całował mnie łagodnie. Inaczej niż w moim domu. Odpowiadałam z zadziwiającym głodem i zachłannością, jakby od tych pocałunków zależało moje istnienie. Moje dłonie dostały się pod jego koszulę. Na nowo penetrowały znane sobie terytorium. Czułam mocne bicie serca, to jak napina mięśnie. Odczucie skóry. Całował mnie z zadziwiającą czułością i mocno tulił do siebie. Pieścił moją szyję, cicho szeptał do ucha. Owinął moje udo wokół swoich bioder. Znów znaczył moją twarz pocałunkami. Głaskał mój bok, wypukłość biodra. 
- Zdejmij koszulę - poprosiłam. 
Jego skóra srebrzyła się w poświacie. Położyłam dłonie na jego torsie. Dotykałam ramion i barków. Zacisnęłam palce na plecach i przyciągnęłam go do siebie. Wargi odszukały wargi. Języki splatały się ze sobą. Kusiliśmy się nawzajem, rozpalając pożądanie. Podsunął moją koszulkę od góry. Całował mój brzuch, zachwycał się aksamitem skóry. Zagłębiał język w moim pępku. Głaskałam jego ramiona. Zanurzałam palce we włosach. Zsunął bluzkę tylko do łokci i tam zostawił, pętając moje ręce. Drażnił skórę na granicy stanika, pieścił piersi przez materiał. Próbowałam się oswobodzić, ale mi na to nie pozwolił. Górował nade mną, łagodnie obejmując moje nadgarstki. Złożył na moich ustach pocałunek. Ugryzłam go delikatnie. Całował mnie niespiesznie krótkimi pocałunkami. Kusząc i wycofując się, kiedy chciałam odpowiedzieć. Oswobodził jedną swoją rękę i błądził po moim ciele. Przycisnął moje biodra do łóżka. I pieścił. Długo. Do momentu, dopóki nie zamieniłam się w kłębek pożądania, stęskniony jego dotyków, zbyt oszalały by jeszcze czegoś żądać, by myśleć. Rozebrał mnie do końca. Gładził moje całe ciało, wszystkie krzywizny, zagłębienia i wypukłości. Wodziłam za nim wzrokiem pełnym pasji i żądzy, ale nie próbowałam już nic narzucać. Wyginałam się w łuk, pragnąc być bliżej niego. Językiem pieścił  moje sutki. Pocałunkami znaczył ścieżkę w dół brzucha. Zostawiał wilgotne ślady na udach.  Chciałam go poczuć tam, na płatkach swojej kobiecości, ale mocno trzymał moje biodra. Światło księżyca wydobywało krzywiznę kręgosłupa. Usłyszałam szelest zsuwanych spodni. A potem poczułam palce sunące od kostek. Delikatne dotyki, które prawie łaskotały. Przesunął dłonią między moimi udami. Pieszczoty karku wywołały gęsią skórkę. Sprawiał mi słodkie tortury, pieszcząc w ten sposób, kiedy czułam, ale nie mogłam go dotknąć. Przykrył mnie ciężarem własnego ciała. Ułożył biodra na moich biodrach i ocierał się o mnie. Urwane westchnienie. Wygięłam się w łuk, chciałam się poruszyć, ale znów mnie przygwoździł. Splótł moje palce ze swoimi i zamknął pod osłoną siebie. Pieścił moje udo, czując, jak mimowolnie prężyłam się pod nim. Uniósł się odrobinę i uwolnił moje ręce. Natychmiast przywarłam do niego ustami. Chciałam go poczuć, posmakować. Syciłam się jego wargami. Rozsunęłam szeroko uda. Górował nade mną. Patrzył w moje oczy, kiedy się wsuwał. Przygryzłam wargę. Wysunęłam biodra na jego spotkanie. Chciałam, żeby wypełnił mnie do końca. Przesunął sobie moje nogi na ramiona. Wchodził we mnie głęboko i wysuwał się prawie do końca. Gryzłam wargę zatrzymując westchnienia. Zataczał nade mną kręgi, ocierając się o ścianki. Poruszał się coraz gwałtowniej. Czuł, jak z każdym jego ruchem, napinam mięśnie. Pochylił się lekko do przodu, przyciskając moje uda do brzucha. Mimowolnie jęknęłam. Wsunął się do samego końca. Wygięłam się w łuk. Przyspieszał coraz bardziej. Przesunęłam ręce nad głowę i zaparłam się o pościel. Każdy ruch przeszywał mnie drżeniem. Mocniej, szybciej. Idealnie dopasowywałam się do niego. Wstrząsnął mną dreszcz, z ust wyrwał się zduszony krzyk. Wysunął się ze mnie. Chciałam go dotknąć, doprowadzić do końca, ale odsunął moje dłonie. Ułożył się obok mnie i mocno objął. Powoli dochodziliśmy do siebie. 
********************
Wzięłam długopis i napisałam:

W głowie roi mi się setki różnych myśli i milion dziwnych zamiarów. Gdzieś w sercu, jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, jak żyć. Coś ucisza motylki w brzuchu i mówi, że mam uważać na miłość. Oczy patrzą na kilka różnych stron i dostrzegają piękno tego świata. Jest dziwnie, bo już się niczego nie boję. Nie mam w sobie strachu przed upadkiem, ani lęku, że może być gorzej. Stawiam kolejne kroki i czuję się silniejsza, jakby głos z góry szeptał mi: zatrzymaj się i spójrz pod swoje nogi, masz pod nimi cały świat.
--------------------------------------------
A więc... to już koniec naszej historii. No może jeszcze nie całkiem bo czeka na Was jeszcze epilog który będzie krótki i to tam się z Wami pożegnam. Mam nadzieje, że Wam się podobał. To była najdłuższa scena seksu jaką kiedykolwiek napisałam. Do następnej notki! 

sobota, 29 grudnia 2012

Fourteenth

Piosenka do rozdziału: <klik>
Czuję, że robię sobie ciągle na złość. Ograniczam się myśląc, że wtedy będzie mniej bolało. Ciągle powtarzam sobie, że jeszcze nie czas, że jestem jeszcze za mało silna. Brakuje mi szczęścia, którego w jakiś krótkich okresach życia jednak doznałam. Brakuje mi czułości, nadziei na lepsze jutro, pewności, wiary w siebie, miłości. 
Nie mogę dalej tak żyć. Muszę to zmienić.
Dziewczyna z trzaskiem zamknęła dziennik i rzuciła go pod łóżko. Zerwała się z niego i pobiegła po płaszcz. Na dworze było zimno całkowicie ciemno chodź była dopiero 18. Wyszła z domu i od razu poczuła mroźne powietrze owiewające jej policzki. Spojrzała na samochód jednak szybko zrezygnowała z tej opcji postanawiając się przejść. Szła przez ciemne i ciche miasto, czasami dało się słyszeć szelest liści powiewających na wietrze. To było tak jakby całe miasto zaparło dech w piersiach czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Katherine nie myślała o tym gdzie ma iść- jej nogi same ją prowadziły w tym celu. A cel był jeden- dom Justina. Kiedy w końcu tam dotarła usiadła na ławce przed domem i myślała. Myślała nad tym po co właściwie tu jest, co powie Justinowi i jak on na to zareaguje. Już chciała odejść jednak zobaczyła, że ktoś się do niej przysiada. Po jednym zerknięciu zauważyła, że to Justin. Siedzieli w milczeniu, nieznośna tego wieczoru cisza unosiła się w powietrzu. 
W końcu Katherine powiedziała:
- Wiesz, właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że życie mam tylko jedno. Już nic nigdy się nie powtórzy. Żadna sekunda nie wróci, i jeżeli nie spróbuję pewnych rzeczy, to już nigdy się nie dowiem co by było gdybym zrobiła coś innego.- wyszeptała cicho.
- Co przez to chcesz powiedzieć?- spytał. 
- Chcę powiedzieć, że Cię kocham. Kocham Cię. Najbardziej na świecie. Nie potrafisz sobie nawet wyobrazić jak wiele cennych chwil Ci zawdzięczam. Jak wiele w stanie byłabym oddać. Obym nigdy nie musiała.- powiedziała jednym tchem. Z każdym słowem, prostowała się coraz bardziej, w jej oczach pojawił się błysk. Na przemian to zaciskała, to rozluźniała dłonie, uporczywie patrząc w Jego oczy.
-Proszę bądź przy mnie bo sobie nie radzę. Nie radzę sobie z tym wszystkim, z uczuciami. Ale wiem, że cię kocham. I bardzo cię potrzebuje.- dokończyła. 
Położył dłoń na jej policzku uśmiechając się delikatnie. Wzrokiem przeszywał jej drobne, bezbronne ciało. Jednym gestem sprawił, że ponownie go pokochała. Bezgranicznie tak już na amen. Delikatnie dotknął swoimi ustami jej ust. Zachłannie zaciągnęła się otaczającym ją powietrzem, zbliżyła swoje usta do jego i powtórzyła pocałunek, tym razem mocniej. I jeszcze raz… i jeszcze raz. Jego uśmiech rósł z sekundy na sekundę, jej szczęście jeszcze szybciej. Zbliżyła się do niego wtulając swoją twarz w jego tors, jednocześnie spletli swoje dłonie.
Nareszcie czuła tą bliskość. Smak miłości. Pożądania. 
-Zmarzłaś.- powiedział dotykając jej zimnego jak lód policzka.- Wejdź do środka. 
Razem poszli do domu, a kiedy tylko drzwi się zamknęły Justin zdjął płaszcz z ramion dziewczyny. 
-Dziękuje.- skinęła głową i rozejrzała się dookoła. W środku było ciepło, zauważyła palący się kominek.
-Zrobię coś do jedzenia, ok?- spytał, a ona uśmiechnęła się pod nosem.
-Tym razem wierzę w twoje zdolności kulinarne. 

Mieli zgaszone światło, wszędzie zapalone świece z aromatem róż, w tle wydobywała się romantyczna muzyka. W zasięgu swojego wzroku mieli tylko siebie, nie widzieli po za sobą nikogo innego, tylko swoje twarze, na których promieniało szczęście. Zaczął muskać lekko wargi ukochanej później przeobraził wszystko w namiętny pocałunek. Nie mogli się od siebie oderwać, choćby na chwilę. Cały czas czuli swoją bliskość, była w Jego ramionach wtulona już na zawsze. Lubił bawić się Jej włosami, mówić jak pięknie wygląda, gdy nie są ułożone idealnie, bo dla niego zawsze jest wyjątkowa. Patrzył na swoją miłość, jak najcenniejszy skarb, który jest tylko Jego wart, nie potrafił wyobrazić sobie, że trzymałby inną rękę w tym momencie, w którym przysięgał miłość, której nie porwie nawet wiatr, ani nie przerwie świat. Zatapiali swoje czyste myśli w setkach pocałunkach do końca świata który nawet jeszcze nie nadszedł.
------------------------------------------------------------------
To już przedostatni rozdział. Mam nadzieje, że nie macie mi za złe, że jest krótki- następny będzie dłuższy. Powiem Wam, że jeszcze nigdy nie dostałam takich komentarzy jak pod poprzednim rozdziałem i jestem strasznie rozczarowana. Ale nie Wami- sobą. Dlatego postaram się aby kolejny rozdział był idealny. 

wtorek, 18 grudnia 2012

Thirteenth

Piosenka do rozdziału: <klik>
-Ale zaraz!- dziewczyna przerwała swój monolog. -Teraz chce wiedzieć coś o tobie. 
Spojrzał w prawo, na zachodzące słońce, a potem przed siebie, na ciemną taflę jeziora. 
-Lubię słuchać jak mówisz. Nie przestawaj, proszę.- spojrzał na dziewczynę błagalnie.
-Tyle, że moje życie jest nudne... normalne. Wolałabym posłuchać opowieści światowej supergwiazdy.- powiedziała. Uśmiechnęła się figlarnie i przybliżyła się do Justina.
-Co ty ukrywasz?- wyszeptała, a jej usta znajdowały się milimetr od jego ust.  Podniósł jej pod brudek i wpił się  w jej usta . Nagle wszystkie troski odpłynęły gdzieś tam sobie. A ona myślała tylko o cieple jego ust. Przygarnął ją do siebie mocniej , a pocałunek stał się jeszcze zachłanniejszy niż był wcześniej. Objęła dłońmi jego szyję, jeszcze mocniej go do siebie przytulając. Po chwili oderwali się od siebie 

Katherine całą noc po ich rozmowie nie spała, myślała nad tym, czy dobrze postąpiła. Z każdą sekundą miała coraz więcej wątpliwości czy postąpiła dobrze. Wiedziała, że skrzywdziła Justina i czuła się z tego powodu winna. 
Katherine leżała na łóżku z otwartymi oczami i patrzała na sufit. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek budzika. Szybko wstała i wyłączyła go. Nie wiedziała czego się spodziewać w szkolę, czy Justin tam będzie, jak on będzie się zachowywać. Powolnym krokiem ruszyła do łazienki, szybko ściągnęła swoje ubrania i weszła pod prysznic. Czuła się ociężała, jak w jednym z tych snów, w którym biegniesz przez wysoki śnieg i każdy ruch przypomina pływanie w basenie wypełnionym syropem. Czasem,tak jak teraz, chciała pławić się w smutku. Z niemal masochistyczną uciechą miała ochotę pozwolić, by wszystko runęło i zniszczyło ją ponownie.

-Justin! Oddaj w końcu tą piłkę!- brunetka biegała za Justinem, a on jak dziecko miał z tego frajdę.
-Dwadzieścia do zera!- krzyknął kiedy trafił piłką do kosza. Katherine miała już dość tej gry więc powiedziała:
-Czy nie możemy porobić czegoś innego?
Chłopak podszedł do niej, objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Co masz na myśli?- zapytał. Zamrugał i na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. 
-Zboczeniec.- zaśmiała się. -Nie chodzi o to.
-A o co innego może chodzić?- spytał Justin, a jego ręce już zaczęły błądzić po ciele dziewczyny. Podniósł ją i zaniósł na kanapę. Usiadła mu na kolanach. Poddała się bezwolnie. Przytulił ją mocno do siebie. Cała drżała. Czuł, jak powoli się rozluźnia i uspokaja. Wtuliła nos w jego szyję. Poczuł coś mokrego na skórze. Odchylił ją od siebie. Oczy miała pełne łez. 
-Coś się stało?- spytał zaniepokojony.
- Ja tylko... nigdy nie myślałam, że będę czuć coś takiego. 

-Co się działo przez weekend?- zapytała Caroline kiedy wszystkie trzy przyjaciółki jadły lunch w szkolnej stołówce. Oplotła ją swoim dociekliwym spojrzeniem i czekała na odpowiedź. 
-Właściwie to nic.- Katherine siliła się na obojętny ton głosu.
-A co u Was?- dodała pośpiesznie. 
-Właściwie to Caroline chyba musi ci coś powiedzieć...- zaczęła Nicole patrząc znacząco na Caroline.
-Co...?- brunetka spojrzała zaniepokojona na swoje przyjaciółki.
 -Nie, to już nieaktualne!- zaprzeczyła Caroline. 
-Jak to?!- wykrzyczała na całą stołówkę Nicole. Wszyscy zwrócili na nie uwagę i każdy się im przyglądał. 
-Musisz tak krzyczeć?- zapytała z wyrzutem Katherine. -Właściwie co się stało?
-Zerwałam wczoraj z Jamsem...
-To ty w ogóle z nim chodziłaś?- zapytała Katherine. Nie mogła uwierzyć, że tyle działo się w życiu przyjaciółek przez... dwa dni.
-Tak ale teraz już wiem, że to największa pomyłka mojego życia. Tacy ludzie tylko  zatruwają przestrzeń i zabierają tlen, którego potrzebują inne, lepsze osobniki.- powiedziała, a jej twarz nabrała kamiennego wyrazu.
-Ale co się stało?- odezwała się Nicole już tak cicho, że tylko one to usłyszały.
-Powiedzmy, że znalazłam się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. A może przeciwnie.
-Czyli?- zapytały dziewczyny zirytowane jej tajemniczością. 
-Nakryłam go kiedy intensywnie wymieniał się śliną z inną dziewczyną. 

-Nie Justin! Puść mnie!- krzyczała dziewczyna kiedy Justin, z nią na ramionach, zaczął zbliżać się do krawędzi basenu.
-Nie!- zapiszczała kiedy jej skóra zetknęła się z zimną wodą. Chłopak puścił ją do wody, a ona po chwili wynurzyła się i popatrzyła na niego, kiedy on głośno się śmiał. 
-Foch forever!- krzyknęła Katherine śmiejąc się, po czym odwróciła się tyłem do chłopaka. 
Justin uśmiechnął się pod nosem, zdjął swoją koszulkę i wszedł do basenu. Obszedł ,,obrażoną" dziewczynę i stanął na przeciwko niej. 
Objął ją w pasie, ona chciała się wyrwać lecz Justin był silniejszy. Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować jej szyję.
-Dalej jesteś obrażona?- szepnął brunet, a ona poczuła jego ciepły oddech na swojej szyi.
-Tak.- stwierdziła twardo , a Justin lekko musnął jej usta. 
-Jeszcze?- znowu zapytał, a potem wpił się w jej usta. 
-Już. Ale obiecuje, że kiedyś cię za to zabiję.- powiedziała dziewczyna kiedy już odsunęli się od  siebie. 
-Będę zaszczycony.- zaśmiał się melodyjnym głosem.
--------------------------------------------------------------------
Podoba Wam się rozdział? Bardzo się nad nim namęczyłam. Chyba nie mam dużo do powiedzenia, tylko chciałam o coś zapytać. Wolicie smutne czy szczęśliwe zakończenie bloga? 

piątek, 23 listopada 2012

Twelfth


Piosenka do rozdziału: <klik>
Katherine spojrzała na koszulkę którą naszykował jej Justin. Była cała fioletowa i ledwo zakrywała jej pośladki. Krótszej pewnie nie znalazł- pomyślała. Spojrzała w lustro, które znajdowało się w wielkiej łazience. Zobaczyła drobną blondynkę, z lekkim strachem w oczach. Była szczęśliwa, nawet bardzo szczęśliwa ale jej obawy nie pozwalały jej się cieszyć tym szczęściem. Ciągle przychodziły jej do głowy różne wizję zdarzeń które mogą to wszystko popsuć, zniszczyć całe ich szczęście. Westchnęła i nałożyła na siebie koszulkę Justina. Chciała odpędzić od siebie te wszystkie myśli ale one wciąż uciążliwie ją nawiedzały. 
Wyszła z łazienki do pokoju Justina i spojrzała na chłopaka który widząc ją zagryzł dolną wargę. 
-Wyglądasz cudownie.- powiedział chrapliwym głosem.
-Tylko się tak nie napalaj.- rzuciła mu rozbawione spojrzenie i rzuciła w niego przemoczoną koszulką.
-Za późno.- odparł Justin przyciągając do siebie dziewczynę. Ta straciła równowagę i wylądowała u niego na kolanach. 
-Zawieziesz mnie do domu?- zapytała Katherine. Narastające ją uczucie niepewności narastało z każdą sekundą. 
-Już?- chłopak spojrzał na nią niepewnie.- Coś się stało?
-Nie, ja po prostu... Jestem zmęczona.- wyjąkała zmieszana. Nie lubiła go okłamywać. 
-W takim razie dobrze, poczekaj chwilę.- powiedziawszy to Justin delikatnie zdjął dziewczynę ze swoich kolan i podszedł do szafki szukając kluczyków. Kiedy w końcu je znalazł, objął dziewczynę w pasie i wyszli z mieszkania.  W czasie jazdy prawie się do siebie nie odzywali, kiedy podjechali pod dom dziewczyny ona bąknęła krótkie ,,Cześć". 
Kiedy w końcu znalazła się w domu przypomniała sobie o jej mamie której nic nie powiedziała o tym, że będzie nocować u Justina. 
-Katherine? To ty?- zawołała jej mama. Pobiegła w stronę kuchni skąd dochodziło wołanie.
-Tak, mamo. Proszę nie zabijaj mnie, ja tylko byłam u Justina, a potem... zasnęłam. A kiedy się obudziłam było już późno więc nie opłacało mi się iść do szkoły, no i straciłam poczucie czasu dlatego tak długo mnie nie było.- zaczęła chaotycznie opowiadać.
-Dobrze, uspokój się. Wcale cię nie winię i rozumiem.- powiedziała, a Katherine ulżyło. - Ale widzę, że coś jest nie tak. Zdarzyło się coś?
-Wiesz... ja muszę sama o tym pomyśleć. Chyba pójdę na górę.- nie dała odpowiedzieć swojej mamie, bo ruszyła schodami na górę. Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na swoje łóżko. Jedna łza spłynęła po jej policzku, potem pojawiły się kolejne. Jeszcze przed chwilą była taka szczęśliwa, a teraz siedziała sama i płakała. 
Wyciągnęła swój pamiętnik i zaczęła pisać.

Są to strome schody do nieba, wąskie i bez oparcia. Możesz iść prosto w górę, nie oglądając się za siebie. Kiedy utracisz równowagę, zranisz się boleśnie lecąc w dół. I zaczynasz wędrować od nowa, jeżeli masz jeszcze siły. Nie możesz się zatrzymać - nie da się żyć ani ustać na żadnej krawędzi, trzeba kroczyć lub spadać .I tak do końca życia.
Nie chcę tak żyć. Wmawiam sobie, że uda mi się, że dam radę ale to nie prawda. Nie chcę się zadręczać, nie chcę myśleć co się stanie, nie chcę wymyślać najczarniejszych scenariuszy. Okłamywałam się. Usiłuję uciec od prawdy, a prawda jest taka, że się boję.  Cholernie się boje, że to uczucie nie przerwa, że runie, a razem z nim runie cały mój świat który niedawno na nowo zbudowałam. Nie mogę być z nim. Sama nie wiem czemu to napisałam. Przecież to niedorzeczne! Ja go kocham... Nie mogę bez niego żyć. To dlaczego nachodzą mnie takie myśli? Jestem pewna swojego uczucia. Nie jestem pewna jego uczucia. Już raz mnie zranił, może to zrobić i drugi raz. 
On jest jak... marzenie. Taki nierzeczywisty. Nie chcę marzyć, bo wiem, że w końcu nadejdzie moment, kiedy ktoś szturchnie mnie, a ja wrócę do szarej rzeczywistości. I po raz kolejny będę musiała zmierzyć się z problemami, uświadamiając sobie, że marzenia się nie spełniają. Pozwalają oderwać się od wszystkiego co nie idzie po naszej myśli. Pozwalają nam na przeniesienie się w lepszy świat z którego prędzej czy później i tak musimy wrócić. nigdy nie uda nam się urzeczywistnić wyobraźni, ani oszukać podświadomości. 
Nie wiem co mam robić. Jedyne czego chce to zaszyć się tutaj i czekać na rozwój wydarzeń. 

Zamknęła dziennik i rzuciła go w kąt. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i położyła głowę na poduszce, powoli zamykając oczy. Powoli, zmęczona tym dniem zasypiała i nawet nie zauważyła kiedy jej umysł przeniósł się w spokojne rejony snu. 
Katherine została obudzona z lekkiego snu, przez natarczywy dzwonek do drzwi. Nie miała ochoty wstawać z łóżka więc pomyślała, że jeżeli zaczeka ten ktoś odejdzie. Jednak nie odszedł, więc Katherine niechętnie ruszyła otworzyć drzwi. Kiedy je otworzyła zobaczyła Justina,  który patrzał na nią niepewnie.
-Hey, czemu nie odbierałaś telefonów?- mówiąc to chłopak pocałował ją delikatnie w policzek. 
-Rozładował mi się telefon. Justin... musimy porozmawiać.- odpowiedziała Katherine wychodząc na zewnątrz. Podeszła do drewnianej balustrady werdany. Kiedy była mała uparła się aby taką zbudowali przed wejściem. Oparła się o nią rękami i wpatrywała w bezchmurne granatowe niebo. Było już ciemno, na niebie jarzyły się pojedyncze gwiazdy. 
-Co się dzieje?- podszedł do niej, a jego ciepły oddech muskał jej szyje. 
Gwałtownie się do niego odwróciła i powiedziała patrząc mu w oczy:
-Justin... my nie możemy być razem. Kocham cię... kocham cię najbardziej na świecie ale proszę zrozum, że ja tak nie potrafię... Nie potrafię być z tobą, boje się... boje się wszystkiego co może się zdarzyć, co może nas zniszczyć... Proszę wybacz mi, ja po prostu nie mogę. 
-Rozumiem.- jego oczy przeszył wielki smutek.- Ale pamiętaj, że i tak cię kocham.
Pocałował ją w czoło, potem w oba policzki, wreszcie w usta. A potem odszedł, a Katherine stała jeszcze długo przed drzwiami i łkała cicho. 
-------------------------------------------------------
No wiecie co? Już was pochwaliłam z komentarzami, a tu takie rozczarowanie... No ale mam nadzieje, że tu się poprawicie. Podobał się rozdział? Ja nie jestem zadowolona no ale ocenę zostawiam wam. Mówiłam, że coś zamieszam więc to zrobiłam. Mam nadzieje, że wybaczycie. Do następnej i naprawdę liczę na dużo komentarzy. 

piątek, 9 listopada 2012

Eleventh

Piosenka do rozdziału: <klik>
Był piękny poranek. Mimo wczesnej godziny słońce uśmiechało się serdecznym blaskiem, a ptaki lirycznym świergotem witały nowy dzień. Poza tym było cicho. Błogi spokój zdawał się obejmować nie tylko cały pokój, ale też dom, osiedle, a wręcz całe miasto. Przyjemna i uspokajająca cisza w otoczce promieni słonecznych i muzyki natury zdawała się przenikać cały świat. Nic nie wskazywało na to, by gdzieś coś mogło być inaczej – mniej pięknie niż tu i teraz, właśnie w tym momencie.
Obudziła się idealnie w środku tego cudownego zjawiska, jakim był owy poranek. Otworzyła oczy by móc spojrzeć na ten piękny świat. Jej uszy zachłannie wyłapywały płynące z zewnątrz dźwięki. Przez ciało przepływał pobudzający oddech świeżego powietrza, a do serca wręcz wdzierał się wszechobecny spokój...
Czuła za sobą ciepło, które z powodu chłodu i rześkości poranka potęgowało uczucie rozkoszy. Zanurzona w świeżą pościel, wtulona w miękką poduszkę z uległością małego dziecka oddawała się dreszczykom przechodzącym całe jej ciało na uczucie gorącego oddechu na szyji. Cieszyła się, bo wiedziała, że to nie sen. Wiedziała, że gdy się odwróci zobaczy Go. Jego zaspaną twarz, jego piękne, męskie ciało. I wtedy przytuliła się do niego, by całą sobą chłonąć jego ciepło, a on budząc się złożył słodki pocałunek na jej czole i objął ją mocno silnym ramieniem, tak, że poczuła się bardzo malutka i bardzo bezpieczna.
-Dzień dobry kochanie.- powiedział Justin słodko do jej ucha. 
-Dzień dobry.- wyszeptała, przeciągając się. Nagle znieruchomiała, patrząc na godzinę na zegarku.
-Zaraz! Justin jest 10:00, przecież mamy szkołę! Kurwa, zaspałam.- w pośpiechu wyszła z łóżka. Justin wziął jej rękę i pociągnął z powrotem na poduszkę obok siebie. 
-Dzisiaj możemy sobie odpuścić. Jak chcesz napiszę ci usprawiedliwienie.- powiedział gładząc ją po policzku.
-Może masz rację... Już się chyba nie opłaca.- przeczesała włosy na jego głowie.
Zaśmiała się pod nosem.
-Z czego się śmiejesz?- udał oburzonego.
-Nie no Bieber, co jak co ale rano masz piękną fryzurę. Mogę zrobić zdjęcie?- śmiała się jeszcze bardziej.
-O ty! Żeby śmiać się z porządnego człowieka!
Jej długie włosy musnęły twarz chłopaka, kiedy się nad nim pochyliła. Zaśmiał się. Zrzucił ją z siebie, przewracając na plecy i zaczął łaskotać. Zwinęła się w kłębek, śmiejąc niepohamowanie. 
-Przestań – wydusiła z siebie, walcząc z nadpływającymi salwami śmiechu.
- Tak? – zapytał – a co będę z tego miał?
-Zrobię, co zechcesz, tylko już przestań – udało jej się z trudem powiedzieć.
-A więc co mam zrobić?- zapytała kiedy już przestał.
-Bądź moja. Zawszę.
Dziewczyna poczuła motyle w brzuchu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Pocałowała go delikatnie. Zamruczał cicho i odwzajemnił pocałunek. 
-Więc co będziemy robić? Nie chce mi się jeszcze spać.- westchnęła siadając na łóżku.
-Prawdę mówiąc, nie wiem – powiedział siadając obok niej.- A w ogóle widziałaś już mój dom?
-Justin, ja nawet Twojego pokoju nie oglądałam.- stwierdziła po czym rozejrzała się po pokoju. Wstała i zaczęła obchodzić poszczególne meble.  Panował tu mały bałagan. Na półkach leżały stosy płyt różnych wykonawców. Obok jego komody, koło łóżka, leżała gitara . Na wprost łóżka znajdował się wielki telewizor plazmowy, a na półkach wyżej niego znajdowały się różne nagrody. Dziewczyna zgadywała, że to tylko część jego osiągnięć. Stąpała po miękkim, biały dywanie, rozciągniętym po prawie całej, czarnej podłodze. Na ścianach znajdowały się liczne złote płyty. Koło białych drzwi znajdowała się rozsuwana szafa, ale dziewczyna wiedziała, że Justin ma zamiłowanie do różnego rodzaju butów. Potrafił spędzać godziny w sklepach z nimi. Wolała tam nie wchodzić, ponieważ przerażała ją myśl ile butów może tam być. 
Dziewczyna wróciła do łóżka, gdzie Justin przyglądał jej się z rozbawieniem.
-Moje kochanie jest głodne?- zapytał całując ją w policzek. 
-Nawet bardzo, ale wiesz... wydaje mi się, że nie jesteś zbyt dobrym kucharzem.- zaśmiała się pod nosem.
-Ja nie jestem dobrym kucharzem?! Zaraz się przekonamy.

Okazało się, że Justin naprawdę potrafi gotować i ku zaskoczeniu Katherine śniadanie, które jej zaserwował było pyszne. Przedpołudnie spędzili miło, rozmawiając o sobie, poznając się na nowo. Dziewczyna zwiedziła wszystkie zakamarki domu Justina, który okazał się być bardzo nowoczesny ale też elegancki. W domu znajdowały się pomieszczenia tradycyjne takie jak kuchnia, salon, różne sypialnie. Znajdowały się też tu pomieszczenia na które nie każdy człowiek mógł sobie pozwolić czyli kręgielnia, malutkie kino a także prywatne studio nagraniowe. Justin pokazał dziewczynie nad czym pracuje, a ona jak zafascynowana patrzyła na niego kiedy kołysał się w takt muzyki. Widziała, że on tym żyje, to nieodłączna część jego duszy, nie może żyć bez muzyki. 
Po południu zrobiło się bardzo upalnie, więc wręcz nie mogli wytrzymać w domu. Katherine postanowiła skorzystać z pięknej pogody i opalać się przez domem Justina na jednym z leżaków. Nie miała przy sobie stroju, (na szczęście była w krótkich szortach) więc lekko podwinęła swoją bluzkę aby widać było brzuch i rozłożyła się wygodnie na jednym z leżaków. Zamknęła oczy i pozwoliła aby promienie słońca muskały jej skórę. Parę minut później poczuła, że ktoś delikatnie całuje jej brzuch. Otworzyła oczy i zobaczyła uśmiechniętego Justina. 
-Dlaczego się nie rozebrałaś? Takie opalanie to do luftu.- spojrzał na dziewczynę rozbawiony.
-Tobie to już tylko jedno w głowie, prawda?- zapytała Katherine mrugając do niego.
Nie zdążył udzielić jej odpowiedzi, ponieważ ona podeszła do krawędzi, kucnęła wielkiego basenu i zanurzyła rękę w ciepłej wodzie. Po chwili podszedł do niej Justin, a w jej głowie zawitała pewna myśl. Z całej siły popchnęła go do przodu lecz on w ostatniej sekundzie uczepił się jej ramienia, przez co wylądowali razem w wodzie. 
Dziewczyna wynurzyła się kilka sekund po Justinie, a kiedy to zrobiła zobaczyła, że on się śmieje. Spojrzała na niego wrogo i zaczęła chlapać wodą na wszystkie strony.
-Bieber! Jeszcze się śmiejesz!
On śmiał się dalej, ale pociągnął ją do siebie. Zbliżyła twarz do jego twarzy, usta do jego ust. Pocałował ją. Zachwycona, odwzajemniła pocałunek. Miał takie miękkie i ciepłe wargi. Wplótł palce w jej brązowe włosy. Położyła dłoń na jego nagim, wilgotnym torsie. Drugą ręką przesunęła po jego ramieniu. Przyciągnął ją do siebie mocnym, stanowczym gestem. Poczuła się cudownie w jego ramionach. 
-------------------------------------------------
Kolejny, cudownie słodki rozdział za nami. Wiem przesłodziłam go, ale ja po prostu nie mogłam się powstrzymać. Tak cudownie piszę mi się takie rozdziały....
No ale nie martwcie się w następnym rozdziale coś pomieszam. 
Podoba Wam się nowy wygląd bloga? Mówiłam, że coś zmienię. A u Was też się tak przecina? Bo to jest tylko kwestia komputera, u mnie na laptopie jest dobrze, a na zwykłym komputerze już nie. 
Dziękuje bardzo za komentarze i proszę o następne pod tym rozdziałem. 
Kocham Was!