czwartek, 24 stycznia 2013

Epilog

Piosenka do... epilogu: <klik>
Oplótł ją pajęczyną swoich ramion. Czuła się w końcu bezpieczna, jest przy niej. Tyle dni, tyle nocy mrocznych, a dziś same promienie słońca igrające na ich mokrych, nagich ciałach. Czuła jego delikatny dotyk, muśnięcia motyla – jego gorących warg, przenikające wszystkie jej lęki. Odwzajemniła jego zmysłowość by doświadczył jej bliskość, energię wypływająca z jej wnętrza, odczuł jej całą osobę, we wszystkich ukrytych jej zakątkach. Ich serca rozkołatały się w miłosnym rytmie, drżenie ogarnęło ich gwałtownie i z mocą. Oczekiwanie na lawinę rozkoszy, która wzbierała się w niej dopełniało się w całej pełni. A on falował jak dmuchawce na wietrze rozsyłające swoją cząstkę przy każdym podmuchu. Namiętność wypełniła ich żyły. Przytuleni do siebie tworzyli piękną całość, zlały się ich usta, dłonie, zapach, dusze...
****************************
I taka właśnie jest prawdziwa miłość. To nie bajkowe życie, które nie zna bólu, ale dwie złączone dusze, które łagodzą ból swoją bezwarunkową miłością.
-----------------------------------------
Płaczecie? Bo ja tak... Cholera, to koniec. Nie napiszę już nic na tego bloga. Nigdy.  Nie chcę sie z nimi żegnać. Z Katherine i Justinem, a co najważniejsze ich miłością. Szczerą i bezwarunkową. 
Jestem sobą rozczarowana. Miałam tyle planów na tego bloga, a zrealizowałam tylko kilka. Jestem na siebie cholernie zła, bo wiem, że znowu się poddałam. Ale niestety... jestem zmuszona. 
Moi kochani... ja wam cholernie dziękuje. Za każdy komentarz, za każdą opinię, nie ważne czy pozytywną czy negatywną. Każde napisane tu słowo dedykuję wam. Wszystkim. To co robię, jest dla was. Gdyby nie wy, nie byłoby mnie tutaj.  
Bloga nie usuwam. Będziecie mogli w każdej chwili wejść sobie tutaj i poczytać moje wypociny.
Dziękuje jeszcze raz i przepraszam, jeżeli kogoś zawiodłam, a pewnie ktoś taki się znajdzie. Każde słowo wsparcia było dla mnie ważne. 
Zawszę będę pamiętać o tej historii. Zawszę będzie w moim sercu, bo jest tak wyjątkowa. Przynajmniej dla mnie. 

Bye, bye ,,From Paris to LA". I will always love you. 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozczarowanie.

Wiecie nie chciałam nic mówić ale jestem na serio rozczarowana. Wami. Tak właśnie. Cztery komentarze?! Ja rozumiem te wasze argumenty, że powinnam pisać dla siebie, że komentarze nie są takie ważne ale do cholery ile można?! Ja nie wiem co sądzicie o tym co piszę, o tym czy mam coś poprawić, czy mam dla kogo pisać. Bo... tylko cztery osoby czytają? Czy tak mam to rozumieć? Bo równie dobrze mogę sobie to wszystko pisać w Wordzie i nie pokazywać nikomu. I to nie chodzi tylko o ten blog... ja nie wiem co się ostatnio dzieje, co robię źle. I naprawdę nie traktujcie tego jako  zażalenie, wyrzuty czy też błagania. Chce tylko abyście zdawali sobie sprawę z tego co czuje. A czuje się okropnie. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Fifteenth +18

Piosenka do rozdziału: <klik>
-A co jeżeli Twoi rodzice mnie nie polubią?- zapytał Justin zatrzymując się.
-To wtedy ja zamknę mojego ojca w piwnicy, a my uciekniemy na tropikalną wyspę.- prychnęłam i otworzyłam drzwi do mojego domu ciągnąc za sobą Justina. 
********************
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy kolację. Justin siedział bez ruchu i mocno trzymał moją rękę. Nie odzywał się, słuchał tylko mojej rozmowy z rodzicami i przyjaciółmi. Nałożyłam sobie jedzenie i zabrałam się za nie, czułam jak dłoń Justina puszcza moją i gładzi moje udo. Lekko gładził je opuszkami palców, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Poruszyłam się niespokojnie i strąciłam jego rękę. Moja mama to zauważyła i zapytała:
-Coś się stało skarbie?
Usłyszałam cichy chichot Justina.
Zabiję go.
-Nie, nic. Tylko... jakoś mi zimno się zrobiło.- odpowiedziałam skrępowana. Moja mama spojrzała na mnie podejrzliwie ale już nic się nie odezwała. Tym czasem ręka Justina znowu wylądowała na moim udzie. Próbowałam przestać o tym myśleć ale dotykał mnie w taki sposób... Nie mogłam dłużej wytrzymać.
-Ja... przepraszam muszę wyjść do łazienki.- powiedziałam po czym złapałam Justina i pociągnęłam go za sobą.- A ty pójdziesz ze mną. 
Ciągnęłam go za sobą po schodach, a kiedy wreszcie znaleźliśmy się na korytarzu. Popchnęłam go na najbliższą ścianę i zapytałam:
-Co ty robisz?
-A jak myślisz?- zapytał uśmiechając się szelmowsko. Przyciągnął mnie do siebie i mocno wpił się w moje usta. Zabrakło mi powietrza kiedy nasze języki toczyły wojnę. Teraz to ja byłam przyparta do ściany, a Justin napierał na mnie całym ciałem. Oderwałam się od niego i próbowałam się uwolnić, jednak znowu poczułam pocałunki. Poddałam się całkiem. Jego dłonie zacisnęły się na moich udach, a ja lekko ugryzłam jego dolną wargę. Syknął, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. Wykorzystałam tą chwile aby zebrać się w sobie i zaprotestować:
-Wypuść mnie. Musimy tam wrócić. 
-Nie mogę.- zaprotestował gładząc mnie po twarzy.
-Dlaczego?- spytałam.
-Bo cię pragnę.- powiedziawszy to znowu wsunął mi język w usta. Po chwili przestał mnie całować i dotknął mojej klatki piersiowej w miejscu gdzie znajduje się serce które w tej chwili biło mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
-A ty też tego chcesz.- szepnął mi do ucha.
Jego usta zaczęły całować mój obojczyk, a ja nie mogłam powstrzymać się od cichego jęku. 
Jego usta dotknęły mojej gorącej skóry na szyi, a ja gwałtownie zaczerpnęłam powietrze. Przejechał językiem po miejscu, które właśnie pocałował, po czym otworzył usta i zaczął je ssać, doprowadzając mnie do jęku. Już tylko mogłam się modlić aby nikt na dole nas nie usłyszał. 
-Justin...- udało mi się powiedzieć.- Nie tutaj proszę. 
-Cokolwiek co sobie życzysz.- odparł, po czym pociągnął mnie na dół. Zrobiliśmy dużo hałasu więc wszyscy odwrócili się w naszą stronę.
-My niestety musimy już iść. Katherine boli głowa, musi odpocząć.- stwierdził, a ja po dłuższej chwili skinęłam głową. Pożegnaliśmy się z wszystkimi i wyszliśmy na zewnątrz. 
Całą drogę do jego domu jechaliśmy w milczeniu, w powietrzu unosiło się pożądanie. Kiedy w końcu znaleźliśmy się u niego w domu on wziął mnie na ręce i poszedł prosto do swojego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku. Przez chwilę przenosił spojrzenie z moich oczu na wargi. Położyłam mu dłoń na policzku. Pocałował ją delikatnie. Błądził ustami po mojej twarzy składając pocałunki. Poznawał moje rysy opuszkami, jak ślepiec. Całował mnie łagodnie. Inaczej niż w moim domu. Odpowiadałam z zadziwiającym głodem i zachłannością, jakby od tych pocałunków zależało moje istnienie. Moje dłonie dostały się pod jego koszulę. Na nowo penetrowały znane sobie terytorium. Czułam mocne bicie serca, to jak napina mięśnie. Odczucie skóry. Całował mnie z zadziwiającą czułością i mocno tulił do siebie. Pieścił moją szyję, cicho szeptał do ucha. Owinął moje udo wokół swoich bioder. Znów znaczył moją twarz pocałunkami. Głaskał mój bok, wypukłość biodra. 
- Zdejmij koszulę - poprosiłam. 
Jego skóra srebrzyła się w poświacie. Położyłam dłonie na jego torsie. Dotykałam ramion i barków. Zacisnęłam palce na plecach i przyciągnęłam go do siebie. Wargi odszukały wargi. Języki splatały się ze sobą. Kusiliśmy się nawzajem, rozpalając pożądanie. Podsunął moją koszulkę od góry. Całował mój brzuch, zachwycał się aksamitem skóry. Zagłębiał język w moim pępku. Głaskałam jego ramiona. Zanurzałam palce we włosach. Zsunął bluzkę tylko do łokci i tam zostawił, pętając moje ręce. Drażnił skórę na granicy stanika, pieścił piersi przez materiał. Próbowałam się oswobodzić, ale mi na to nie pozwolił. Górował nade mną, łagodnie obejmując moje nadgarstki. Złożył na moich ustach pocałunek. Ugryzłam go delikatnie. Całował mnie niespiesznie krótkimi pocałunkami. Kusząc i wycofując się, kiedy chciałam odpowiedzieć. Oswobodził jedną swoją rękę i błądził po moim ciele. Przycisnął moje biodra do łóżka. I pieścił. Długo. Do momentu, dopóki nie zamieniłam się w kłębek pożądania, stęskniony jego dotyków, zbyt oszalały by jeszcze czegoś żądać, by myśleć. Rozebrał mnie do końca. Gładził moje całe ciało, wszystkie krzywizny, zagłębienia i wypukłości. Wodziłam za nim wzrokiem pełnym pasji i żądzy, ale nie próbowałam już nic narzucać. Wyginałam się w łuk, pragnąc być bliżej niego. Językiem pieścił  moje sutki. Pocałunkami znaczył ścieżkę w dół brzucha. Zostawiał wilgotne ślady na udach.  Chciałam go poczuć tam, na płatkach swojej kobiecości, ale mocno trzymał moje biodra. Światło księżyca wydobywało krzywiznę kręgosłupa. Usłyszałam szelest zsuwanych spodni. A potem poczułam palce sunące od kostek. Delikatne dotyki, które prawie łaskotały. Przesunął dłonią między moimi udami. Pieszczoty karku wywołały gęsią skórkę. Sprawiał mi słodkie tortury, pieszcząc w ten sposób, kiedy czułam, ale nie mogłam go dotknąć. Przykrył mnie ciężarem własnego ciała. Ułożył biodra na moich biodrach i ocierał się o mnie. Urwane westchnienie. Wygięłam się w łuk, chciałam się poruszyć, ale znów mnie przygwoździł. Splótł moje palce ze swoimi i zamknął pod osłoną siebie. Pieścił moje udo, czując, jak mimowolnie prężyłam się pod nim. Uniósł się odrobinę i uwolnił moje ręce. Natychmiast przywarłam do niego ustami. Chciałam go poczuć, posmakować. Syciłam się jego wargami. Rozsunęłam szeroko uda. Górował nade mną. Patrzył w moje oczy, kiedy się wsuwał. Przygryzłam wargę. Wysunęłam biodra na jego spotkanie. Chciałam, żeby wypełnił mnie do końca. Przesunął sobie moje nogi na ramiona. Wchodził we mnie głęboko i wysuwał się prawie do końca. Gryzłam wargę zatrzymując westchnienia. Zataczał nade mną kręgi, ocierając się o ścianki. Poruszał się coraz gwałtowniej. Czuł, jak z każdym jego ruchem, napinam mięśnie. Pochylił się lekko do przodu, przyciskając moje uda do brzucha. Mimowolnie jęknęłam. Wsunął się do samego końca. Wygięłam się w łuk. Przyspieszał coraz bardziej. Przesunęłam ręce nad głowę i zaparłam się o pościel. Każdy ruch przeszywał mnie drżeniem. Mocniej, szybciej. Idealnie dopasowywałam się do niego. Wstrząsnął mną dreszcz, z ust wyrwał się zduszony krzyk. Wysunął się ze mnie. Chciałam go dotknąć, doprowadzić do końca, ale odsunął moje dłonie. Ułożył się obok mnie i mocno objął. Powoli dochodziliśmy do siebie. 
********************
Wzięłam długopis i napisałam:

W głowie roi mi się setki różnych myśli i milion dziwnych zamiarów. Gdzieś w sercu, jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, jak żyć. Coś ucisza motylki w brzuchu i mówi, że mam uważać na miłość. Oczy patrzą na kilka różnych stron i dostrzegają piękno tego świata. Jest dziwnie, bo już się niczego nie boję. Nie mam w sobie strachu przed upadkiem, ani lęku, że może być gorzej. Stawiam kolejne kroki i czuję się silniejsza, jakby głos z góry szeptał mi: zatrzymaj się i spójrz pod swoje nogi, masz pod nimi cały świat.
--------------------------------------------
A więc... to już koniec naszej historii. No może jeszcze nie całkiem bo czeka na Was jeszcze epilog który będzie krótki i to tam się z Wami pożegnam. Mam nadzieje, że Wam się podobał. To była najdłuższa scena seksu jaką kiedykolwiek napisałam. Do następnej notki!